piątek, sierpnia 18, 2006

Nie dajcie się zwariować! nr 9 - „POLISH WEDDING” w FANTAZJI HOLLYWÓDZKIEGO REŻYSERA

__________________________________________________

Różne widziałam filmy głupie i głupsze, ale podobnego idiotyzmu jak wyprodukowany w Hollywood „Polish wedding” jeszcze nigdy! (Film pokazano 18 sierpnia 06r. w TV program 7) Nie, nie! Nie mam zamiaru podawać nazwiska reżysera, nawet nie interesuje mnie kim on jest, powinien pogrążyć się w wiecznej niepamięci. Albo znaleźć w więzieniu za fałszerstwo - gdyby przypadkiem ktoś wyprodukowaną przez niego bzdurę wziął na serio, choć to wydaje się niemożliwe.

Akcja dzieje się współcześnie. (Film wyprodukowano w 1998r.) Rodzina polskich emigrantów żyje sobie przedziwnie, w fibrowym domku w robotniczej dzielnicy Detroit - jak wiemy miasta przemysłowego. Tu trzeba oddać sprawiedliwość – domek skromny, ale schludny, a w nim ojciec piekarz, matka sprzątaczka (oboje jeszcze młodzi, około czterdziestki) i ich pięcioro blond dzieci: czterech synów i córka nastolatka oraz prawdopodobnie dziewczyna któregoś z synów, z niemowlęciem, czarnowłosa.

Główny wątek filmu to dziewictwo.
W jedynej ich córce nastolatce Halinie, blondynce z czarnymi oczami (znana z „Romea i Julii” Claire Danes) zakochuje się policjant, nie mam pojęcia z których emigrantów, cała rodzina policjanta jest czarnowłosa, więc jacyś południowcy? Policjant śledzi dziewczynę, gdy wieczorami przesiaduje z rówieśnikami na ulicy, łazi za nią krok w krok „pilnując jej bezpieczeństwa” (fajnie pracują policjanci w USA, co?) wreszcie (po pewnych komplikacjach) odbiera nastolatce dziewictwo, za jej absolutnym przyzwoleniem, w opuszczonej hali fabrycznej, czy też dworcu kolejowym, po czym ...nie ma najmniejszego zamiaru się z nią ożenić, mimo, że niewinna natychmiast zaszła w ciążę!

Proszę, co za łobuz z tego amerykańskiego policjanta! (Na usprawiedliwienie, jest on przecież z jakichś tam emigrantów...)

Wracając do dziewictwa: w jakimś przedziwnym misterium ku czci Czarnej Madonny, które odprawiają polscy emigranci wiary katolickiej (!), wybrana dziewczyna co roku na głowę posągu Świętej Madonny zakłada swój wianek dziewiczy.
Na filmie, tuż przed świętem, na mszy ksiądz typuje dziewice: przy pierwszej kandydatce następuje ogólny śmiech. Ksiądz na ołtarzu daje kuksańca rozweselonemu ministrantowi i odczytuje nazwisko następnej kandydatki - naszej Haliny z oczami jak węgle, która jeszcze wtedy była dziewicą. Przez kościół przepływa fala aprobaty...
Jednak sprawa się komplikuje, bo jak już napisałam, dziewczyna po wyborach zaszła w ciążę z łobuzem policjantem i w święto Czarnej Madonny dochodzi do skandalu; ponieważ utrata dziewictwa naszej bohaterki stała się sprawą publiczną w momencie gdy cała jej rodzina: matka z grabiami, bracia i ojciec z kijami bejsbolowymi i hokejowymi wdarli się do domu policjanta i sprawili mu lanie.

Toteż, gdy nasza blond bohaterka w wianku z traw, polnych kwiatów i w białej sukience ma zamiar obdarzyć Madonnę swoim fałszywym wiankiem, ktoś krzyczy, że jest ona dziewicą w ciąży. Wobec takiego skandalu, ksiądz usiłuje niedziewicę za nogi ściągnąć z piedestału, żeby nie dopuścić do świętokradztwa.
Niestety broni się ona jak lwica i księdzu zostają w rękach jedynie buty. Po czym wzburzona dziewica w ciąży radzi zgromadzonym, żeby się wypchali i ustraja figurę w swój zbeszczeszczony wianek. Następnie z podniesionym czołem kroczy wśród rozstępujących się przed nią ludzi, z których jedni żegnają się znakiem krzyża, a drudzy nawet z szacunkiem przyklękają!

Koniec sceny, robi się ciemno, pojawia się napis „Rok później”.
I co widzimy? Sielankę. Łobuz policjant coś tam grabi, czy podcina w ogródku. Na podwórku, na podniesieniu stoi biała wanienka. Z domu wychodzi płowowłosa niedziewica z dzieciątkiem w objęciach i wsadza go do wanienki, w celu kąpieli - jak sądzę. Patrzy przy tym w sposób nieodgadniony, na przyglądającego się jej policjanta z obnażonym, umięśnionym torsem. Dookoła nich w całości szczęśliwa rodzina polskich emigrantów w Detroit. „Mamusa” Jadwiga radośnie macha ręką i krzyczy po indiańsku: - Yohuuu! Muzyka „Santa Maria”. Koniec pieśni.

Niewątpliwie film ten zawiera wybitny podtekst intelektualno-religijny, może nawet na miarę Kubricka? Niestety mnie jako przedstawicielce średnich intelektualistów nie udało się go odszyfrować.

Inne kwiatki z tego arcydzieła: np. co według producentów filmu jedzą polscy emigranci? Oczywiście pierogi w niesamowitych ilościach, gotowaną kiełbasę, jakąś podejrzanie czarną zupę i ogórki kiszone - o każdej porze. I to właśnie ogórki zostały w filmie specjalnie podkreślone. Jest moment gdy „mamusa, moja Jadwiga” z nadzianym na widelec ogórkiem rozmawia z córką – następuje wielkie zbliżenie nadgryzionego ogórka. W ogóle ogórki grają tu bardzo ważną, być może kluczową rolę?

Dlaczego? Już wyjaśniam: tato Bolek piecze w nocy chleby i chałki, ze smutku pociągając z butelki i przygrywając na harmoszce ruskie kawałki, mama sprząta w dzień. Jeśli już spotykają się w łóżku, to „mamusa” donośnie chrapie, co Bolka doprowadza do szału. Do tego samego doprowadza go też uzasadniona zazdrość o niewierną „mamusę moją”, bo zdradza go ona z ruskim emigrantem, intelektualistą z długim siwym, tłustym włosem i zarostem. A robi to (we śnie Bolka) w malowniczej scenerii pisuarów, oraz piany i brudnej wody rozlanej na podłodze - w siusialni dla mężczyzn, wycierając przed tym mokre ręce o zarost na twarzy Rusina.

Na jawie robi to estetyczniej. Otóż, przebrana w przedziwny mundur barwy brunatnej z czerwonymi lampaskami, w takiejż mundurowatej pelerynce (zauważyłam na niej chyba emblemat orła białego na czerwonym tle!) i w furażerce na głowie – które to akcesoria stanowią jej alibi - udaje się na schadzki z Rusinem. W końcu filmu kochankowie ubrani w czerwone jedwabne szlafroki baraszkują na kanapie, w jego pełnym antyków mieszkaniu. Niestety, ku rozpaczy Rusina lojalna Jadwiga odmawia wspólnej wycieczki, czy też ucieczki twierdząc, że kocha męża, ma z nim pięcioro dzieci i tego stada nie zostawi!

A w domu, wreszcie dochodzi do porozumienia z głową rodziny - na uginającym się łożu, gdzie tym razem „mamusa” nie chrapie. Wielkoduszny Bolek zdradę wybacza, jednak nie mogąc powstrzymać goryczy przygryza jej przy śniadaniu, że robi niedobre ogórki. Sfrustrowana Jadwiga ucieka do śpiżarki zapełnionej mniej więcej tysiącem weków z polskimi ogórkami kiszonymi. Oddającą się rozpaczy, dopada skruszony już małżonek i we łzach szczęścia, pośród kiszonych ogórków, następuje całkowite pojednanie.

Cała ta polonijna rodzina oczywiście co chwilę pali papierosy, łącznie z synem, tak na oko dziewięciolatem. (Papierosy są tu drugim atrybutem po ogórkach.) I w związku z paleniem przyuważyłam jedyną prawdziwą scenę na tym filmie: ojciec przyłapał córkę i małolata jak kurzą między suszącymi się prześcieradłami. Wyjął nieletniemu papierosa z buzi, w pierwszym odruchu chcąc go wyrzucić, po czym zawahał się, sam się zaciągnął i wsadził małemu peta spowrotem do ust. Także wódkę pije się tu „po polsku”, czyli od niechcenia albo w celu „zalewania robaka”; kobiety wychylają „setki” duszkiem, jedną za drugą.

Film jest o Polakach, wobec czego polskie symbole są podkreślone: religijno-handlowa feta jest w kolorach biało-czerwonych. Tak ustrojone są stragany, ubrani ludzie, powiewają jakieś białe i czerwone wstążki. A potem następują tańce ludowe, pierwszy w rytmie marsza austriackiego, drugi (po raz pierwszy polska nuta w tym filmie!) wolnego kujawiaka, któremu towarzyszą dzwony kościelne zbliżającej się procesji z Czarną Madonną, księdzem i dziewczynkami sypiącymi kwiaty. (Ciąg dalszy wcześniej opisałam - historia z wiankiem niedziewiczym.)

Muzykę do tego filmu skomponował Rosjanin. Wobec czego cały czas towarzyszy akcji liryczna „polska” muzyka, z typową dla rosyjskiej skalą, duszą i modulacją. Czasem skrzypce zawodzą także po cygańsku i to już pasuje do scen z Bolkiem mającym rzeczywiście cygańską urodę (Gabriel Byrne). Tylko w momentach dramatycznych pojawia się wzniosła, propagandowa hollywoodzka muzyka.

Choć film zakwalifikowano do komedii, to oprócz opisanych powyżej głupot, nie było w nim niczego śmiesznego. Widać twórcom filmu szło jedynie o to, żeby pokazać, że polscy emigranci mają bzika. Nie chciałabym tu nikogo obrazić, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie wyprodukowałby takiego filmu. Nawet w TV Week dostał ten nie polish i nie wedding tylko jedną gwiazdkę i to pewnie z litości, bo powienien dostać 00. I właściwie powinien nazywać się: „Jak niezbyt rozgarnięci Amerykanie wyobrażają sobie Polaków.”

Niestety, często tak bywa, że jeśli chce się z kogoś zrobić głupiego, samemu wychodzi się na idiotę.
Akcent Polski
__________________________________________________________