poniedziałek, marca 20, 2006

Rozmyślania za kierownicą nr 21 - Dotyk nadziei

_________________________________________________

Na telewizyjnym filmie „A Touch Of Hope” bohater odkrywa, że posiada dar uzdrawiania, po katastrofie samochodowej. W jego auto uderza jadąca z dużą szybkością taksówka. Bohater filmu Dean Kraft i jego brat - którym nic się nie stało - wyciągają z przewróconej taksówki nieprzytomną dziewczynę. Dean Kraft dotyka jej głowy, w tym momencie czując i widząc białe światło przepływające z jego rąk do ciała rannej.
Na drugi dzień szuka jej w szpitalu i dowiaduje się, że zdrowa wróciła do domu.
Przypadkiem tym zainteresował się młody naukowiec. Zaproponował Deanowi testy, które polegały na trzymaniu rąk nad próbkami z komórkami rakowymi. Po próbie komórki zaczęły gwałtownie ginąć. Potem naukowiec, wbrew woli swojego szefa, zaczyna badać i stosować na ochotnikach uzdrowicielską moc Deana. Szef naukowca nie przyjmuje do wiadomości oczywistych wyleczeń i dopiero gdy Dean budzi, będącą od roku w komie, jego córeczkę – zaczyna z nim współpracować.


Gdy byłam dzieckiem uwielbiałam baśnie. Gdy udało mi się na niedzielę pożyczyć opasły tom baśni - nic nie zdołało oderwać mnie od tej lektury! Nawet bójki na podwórku, w których chętnie uczestniczyłam, bo były to porywające zabawy w wojny, do tego zawsze kończące się zwycięstwem Polaków! Jednak świąteczny dzień wolałam spędzić w świecie bajek, nawet przy pięknej pogodzie za oknem. Oczywiście także dzięki książkom obrywałam dwóje w szkole – odrabiałam lekcje z zeszytami na blacie, ale z ciekawą opowieścią w szufladzie.

Na pewno wszyscy znają baśń o człowieku, który przysłużywszy się Śmierci, dostał od niej dar uzdrawiania chorych. A wyglądało to tak: jeśli Śmierć stała w nogach łóżka, chory miał wyzdrowieć, jeśli w głowach – nie było dla niego ratunku.
Przecież to opowieść o uzdrowicielu! W dzieciństwie, czytając baśnie, traktowałam je jak fantastyczne opowieści. Cuda i dziwy nie zdarzały się w otaczającym mnie powojennym świecie! Dopiero gdy dorosłam, zaczęłam w bajkach odkrywać oczywiste prawdy.

Film „Dotyk nadziei” nie jest bajką. Jest oparty na autentycznej historii życia Deana Krafta - podano nawet jego prawdziwe nazwisko. Film kończy się napisem, że tysiące ludzi uważa, że jego oddziaływanie przyczyniło się do ich uzdrowienia.

Nauka wciąż jest nastawiona sceptycznie do uzdrowicieli, przeważnie tłumacząc nie dające się wyjaśnić uleczenia, wiarą i wolą pacjenta. Niekoniecznie. Przed kilku laty przebywał w Sydney Janusz Pająk „Uzdrowiciel, czy szarlatan?” – jak zastanawiała się w prasowym wywiadzie z nim E.Skurjat. Jego eksperyment wypróbowałam na sobie. Przyznam, nie mając w niego najmniejszej wiary! Wiedząc, że czeka mnie operacja, pomyślałam: „spróbuję, a nuż...”. Po dwóch seansach u Janusza Pająka dolegliwości ustąpiły, obeszło się bez wycinania. Minęło kilkanaście lat, choroba nie powróciła. Medycyna wschodu głosi, że należy leczyć cały organizm, bo operowanie narusza naturalny ład ciała fizycznego i ...ezoterycznego!

J.Pająk nie był lekarzem, nie był też naukowcem, ale wynalazł coś - co działało. (Sam zresztą nie wiedział co.) Leczył ziołami, magnesami, kryształami, prądem ujemnym (czyli uziemieniem!) przepływającym przez minerały. Naukowcy nie traktowali go poważnie. Zgłaszał się do uniwersytetów i zakładów naukowych, ale bodaj tylko jeden zaproponował mu współpracę, która nie doszła do skutku.
Natomiast w tym samym czasie ogłoszono w prasie, że japoński uczony dowiódł, iż fale magnetyczne zabijają wirusy we krwi. (Czytałam tę notkę!) A tak właśnie (wcześniej!) mówił o swojej metodzie leczenia J.Pająk! A uziemienie w celu oczyszczenia organizmu stosuje się obecnie.

Uzdrawianie za pomocą nieznanych sił, to nic nowego. Są o tym wzmianki w Biblii, Nowym Testamencie i świętych księgach innych religii. Pojęcie różdżki czarodziejskiej też nie wzięło się z bajki, tylko ze starożytnego Egiptu, gdzie podobno, za jej dotknięciem goiły się rany i nawet odrastały odcięte kończyny.
Akupunktura, bioenergoterapeutyka, operacje energetyczne, medycyna antropozoficzna, hipnoza, telepatia, parapsychologia, ezoteryka i inne tego typu terminy wciąż budzą wątpliwości. Nic dziwnego - dwieście lat temu nikt by nie uwierzył, że choroby wywołują bakterie i wirusy - bo nie można ich było gołym okiem zobaczyć! Stąd wniosek, że wciąż jesteśmy na poziomie dzieci, które wierzą jedynie w „konkret w garści”.

Jest to także dowód, że mimo dwudziestowiecznego rozwoju techniki - nic nie wiemy. Co nie znaczy, że nauka tych dziedzin nie bada. Choć niezbyt gorliwie... Bo, czy w tym wypadku, nie powinniśmy brać przykładu z Japończyków, którzy w technice nie zaczynają od początku, tylko ulepszają odkrycia dokonane – osiągając tym samym doskonałe wyniki? W ten sposób współczesna medycyna powinna korzystać z osiągnięć medycyny starożytnej.
Bez zdrowia nie ma życia. Na badania nad nim należałoby poświęcać najwięcej pieniędzy, więcej niż na wciąż nowe gadżety. Szkoda, że o tym decydują nie względy humanitarne, tylko miliardowe zyski.

Dean Kraft miał więcej szczęścia od polskiego uzdrowiciela, gdyż naukowcy zorganizowali mu uzdrawianie nieuleczalnie chorych. Przy tym jego moc jest (żyje on do dziś) inna niż zwykłych hillerów. Jest dowodem na istnienie Duszy. W każdym przypadku widzi on tunel, na końcu którego - w jasnym świetle - stoi postać chorego. W wizjach wzywa ich do powrotu do świata – przeważnie skutecznie. W jednym tylko wypadku mu się nie udaje: gdy jego ojciec, nieprzytomny po zawale i wylewie, w wizji Deana stojąc w wylocie tunelu woła do błagającego go o powrót syna: „Nie widzę cię! Nie wiem co się ze mną dzieje i gdzie jestem. Ale muszę iść! Żegnaj!”. W tym samym momencie na monitorze pojawia się pozioma kreska.

To przecież dokładnie jak w bajce o Śmierci i uzdrowicielu! Ta pokazała potem nieposłusznemu (gdy zmienił pozycję łóżka, żeby uratować bliską sobie osobę) pieczarę pełną zapalonych świec. I ostrzegła, że tylko ona decyduje, jak długo świece ludzkiego życia mają się palić. Tak samo w historii Deana Krafta - nie mógł nic poradzić, kiedy życie jego ojca na Ziemi dobiegło końca.
Film sugeruje, że moc tę Dean obudził w sobie na skutek tragicznego przeżycia w dzieciństwie, gdy nie udało mu się uratować tonącego brata. Jednak o tym, że taki dar posiada, dowiedział się dopiero kilkanaście lat później, na skutek równie silnych emocji. Film pokazuje, że posiadł potężniejszy rodzaj mocy, gdyż zwykle hillerzy tylko obdarzają chorych energią doprowadzającą do samouzdrowienia organizmu. Dean zaś, dotykając nieprzytomnych, wchodził w ich świat duchowy i już odchodzących zawracał na Ziemię. Wszyscy uzdrowieni pamiętali go z tych wizji.

Historia Deana Krafta dowodzi także, że każdy taką moc posiada, tylko nie wiemy jak ją wyzwolić i jak z niej korzystać. Może więc zacząć od czegoś prostszego: choćby od metody samoleczenia BSM, polegającej na przykładaniu sobie rąk w odpowiednich miejscach na głowie. Tę metodę propaguje od lat, wciąż świetnie wyglądająca Sophia Loren – i może to najlepsza reklama!

Lecz jak przekonać rządzących, że najważniejsze jest ludzkie zdrowie i że wszędzie! koszty leczenia powinny pokrywać państwa?


Ponieważ humanitaryzm nie jest wiodącą partią świata, życzę wszystkim czytelnikom Akcentu i mojego internetowego blogu żelaznego zdrowia w 2006 Roku!

Akcent Polski nr 1 - 2006

__________________________________________________________