piątek, września 09, 2005

Rozmyślania za kierownicą nr 9 - O australijskim Idolu z entuzjazmem i bez

Prawie nigdy nie przekraczam dozwolonej szybkości. Obliczyłam, że przyśpieszając zarabiam najwyżej kilka minut i zdaję sobie sprawę, że w traffiku, szybko - to można trafić tylko do piekła! Lecz we wtorek wieczorem, gdy telewizyjna dziesiątka pokazywała w cyklu Australian Idol, koncert nieudaczników - miałam mocną nogę! Nie mogłam przecież przepuścić podobnej okazji, mimo, że uważałam koncert za niemoralny!

Bowiem australijskiego Idola 2004 oglądam z mieszanymi uczuciami. Zeszłoroczny konkurs wylansował zdolnego Guy’a Sebastiana, na którego stawiałam twierdząc na zapas, że jeśli Australijczycy go nie wybiorą, to nie znają się na muzyce. Wybrali!Chłopak sprzedał ponad sześćset tysięcy płyt i nagrywa nowe, które znikają z półek sklepowych. Karierę robią też Shannon, Cosima i Paulini – czyli konkurs jest korzystny i dla nowych talentów i dla słuchacza znudzonego znanymi głosami.

W tym roku poziom najlepszej dwunastki jest bardziej wyrównany, choć ciągle krępuje ich niewiara w swój potencjał i u większości - brak własnego stylu. Z tych, którzy pozostali do dziś, stawiam na Courtney’a obdarzonego najciekawszą barwą głosu - choć przyciężkiego w rytmie i ciele; oraz na Ricki Lee, która początkowo irytowała zbyt wielką pewnością siebie i śpiewaniem przez nos, lecz ostatnio dowiodła, że coś w sobie ma. Za zdolną uważam też Hayley, która jednak jest nierówna. Potrafi zaśpiewać genialnie, a za tydzień byle jak.

Kto wygra, trudno przewidzieć, skoro, ku ogólnemu rozczarowaniu, jako pierwsza odpadła absolutnie profesjonalna Angie. Marcii Hines - królowej jury - łzy spływały po zdumionej twarzy. Płakała też część uczestników, rozumiejąc, że z ich grona usunięto najlepszą. (Może jest zbyt mało głosujących – wtedy prawdziwe byłoby podejrzenie, że wygrywają ci, którzy sami głosują na siebie?)

A teraz sprawa dyskusyjna: obecnie lansuje się także beztalencia! Już w zeszłym roku wyśmiewano popisy wariatów, którzy (jak to wariaci!) mieli odwagę zgłosić się na ten konkurs. W tym roku do udziału w konkursie zgłosiło się kilkadziesiąt tysięcy! Powiedzmy, że tysiąc potrafi jako tako śpiewać - wobec czego reszta to wariaci. I bałabym się użyć przymiotnika - nieszkodliwi.

Bohaterowie koncertu-farsy, nie mają pojęcia, że zostali zrobieni w konia, wszak w przeciwieństwie do utalentowanych nie znają tremy, pewni swej doskonałości!

Problem chorych psychicznie jest w Australii poważnym problemem, ten konkurs dodatkowo odkrywa, jak wielką ich część stanowią ludzie młodzi. Moje zaliczenie tych „artystów” do grona czubków, jest obiektywne: jeśli człowiek nie postrzega rzeczywistości jaką ona jest, to znaczy, że z jego psychiką - coś nie tak!

Ludzie nieposiadający odrobiny samokrytycyzmu – także w innych zawodach okażą podobne niezrozumienie. Wobec czego mogą być niebezpieczni dla społeczeństwa. WyobraŸmy sobie, że ktoś taki skończy medycynę, architekturę, czy prawo!… Zaryzykowałabym, że i w prostrzych zawodach konsekwencje ich postępowania mogą okazać się fatalne, bo nie można ich tak po prostu odprawić: - Źle, wyjdź! Muszą pracować, a nie powiększać liczbę bezrobotnych.

Gdy kiedyś, w Warszawie, przyjmowałam młodzież do sekcji muzycznych w Domach Kultury - nie spotkałam nikogo, kto nie miałby pojęcia, o tym co robi. Prawdopodobnie była to zasługa szkolnictwa, które jak widać, w Polsce stoi na wyższym poziomie. Bo tylko niskim stanem nauczania i wychowania mogę wytłumaczyć kilkudziesięciotysięczną liczbę młodych ludzi, którzy pojęcia nie mają - że nic nie potrafią!

I w końcu, przestaje to być problemem tylko tego programu i zmaltretowanych, zdegustowanych trzech członków jury; a staje się problemem australijskiej edukacji – bo jaką młodzież wykształcimy i wychowamy, taka będzie przyszłość Australii.

Zebyśmy nie skonali - lecz nie ze śmiechu.

Akcent Polski nr 9 - 2004

__________________________________________________________